Świadectwo córki alkoholika (28 lat)

Mam 28 lat i jestem córką alkoholika.

Od kilku miesięcy uczestniczę w spotkaniach grupy terapeutycznej dla Dorosłych Dzieci Alkoholików. O grupie wiedziałam od dawna, ale nie miałam najmniejszego zamiaru w niej uczestniczyć, bo ona jest „dla tych, co sobie nie radzą”.  A ja sobie świetnie radzę …Wręcz idealnie. Kończę kolejne studia, uczę się kolejnego języka, w pracy świetnie się wywiązuję ze swoich obowiązków, mam sporo przyjaciół, z rodziną mam dobre relacje (no może nie idealne, ale” nie ma ideałów”.

Z resztą mieszkam już w swoim mieszkaniu, jestem samodzielna finansowo i właściwie wszystko jest ok. Tata czasem sobie „piwkuje”, mama jest trochę nerwowa, ale poza tym wszystko ok. No może ostatnio trochę przegiął, bo miał ten atak padaczki alkoholowej jak byli na wczasach, ale poza tym wszystko ok…Mama faktycznie ostatnio nie sypia, bierze jakieś dziwne leki uspokajające  i ma ciągłe zmiany nastroju, ale to pewnie okres przekwitania, ale poza tym wszystko ok. …No fakt, że jakoś mi te moje związki nie wychodzą, ale to taki zbieg okoliczności, bo poza tym to wszystko ok !

A Bóg ? Ciągle te same jałowo spowiedzi. Od tylu lat myślałam o tym, żeby pójść do księdza i poprosić go, żeby był moim spowiednikiem. Czego ja się tak naprawdę boję? Idź dziewczyno, nie bój się. Może poleci Ci też jakąś grupę modlitewną. Możesz mu tam wspomnieć o tacie, ale powiedz mu, że sobie świetnie Radzis, że u Ciebie wszystko ok. No może i ksiądz zaproponował udział w spotkaniu z panią psycholog, ale Ty jej wszystko wytłumaczysz, że sobie radzisz i że nie nadajesz do tej grupy.

Chodzę jak przybita ulicami miasta. Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika ? Co to w ogóle za stwierdzenie? Brzmi jak trędowata? Niepełnowartościowa? Wyrzutek? Przecież ja jestem taka super, a oni mnie tak nazywają. Aż mi to przez usta nie chce przejść.

No dobra, pójdę na tą terapię, ale ja zbytnio nie mam czasu. No dobra, ale to tylko dlatego, że chcę znaleźć fajnego męża. Pod tym warunkiem mogę się zgodzić. Tylko niech mi dają jakiś szybki przepis na super małżeństwo. A to będzie bolało? A to ja będę smutna? A to kiedy pomoże? Poproszę jakiś kurs w pigułce na zapracowanych.

Boli, jestem bardzo smutna, z wesołej trzpiotki trzebiotki robię się zwyczajnie smutną kobietą. A tu z tatą się pogarsza…..Nie chce jeść, chudnie, pije właściwie codzienni:, na czczo, w nocy, w piwnicy, w domu, przed pracą (dla odwagi), po pracy (żeby się wyluzować), przed jazdą samochodem, chyba ,żeby się nie denerwować i zaraz po tym jak wysiądzie, bo przecież się denerwował. Puszki ”tyskiego” są wszędzie.”Psss…” Rozpoznam ten odgłos otwierania puszki wszędzie. Nie sądziłam, że te płytki wokół wanny są ruchome…tym bardziej nie sądziłam, że się tam zmieszczą 2 puszki piwa.

Akcja 1

Telefon z wakacji : „Tata jest w szpitalu. Padł na ziemię, cały się trząsł. Lekarze z pogotowania powiedzieli ,że to padaczka alkoholowa. Jego wątroba to wrak i do tego te kłopoty z ciśnieniem. Przyjeździe po nas.” ”Już jedziemy mamo”.

A ja? Teraz nie czas na sentymenty. Działaj Olga, działaj, myśl !

Akcja 2 (weekend w górach).

Poza tym wszystko ok…Czy to był sen , czy mój ojciec porąbał kilka mebli i łóżek w naszym domu w górach. Ojciec podobno gadał od rzeczy … Mama tak mówiła przez telefon, ale to chyba nie prawda. Siedziała tam z nim zupełnie sama bardzo się bała, to pamiętam. Nie wiedziała jak wrócić do domu, bo tata zachowywał się nieobliczalnie.

A ja? Teraz nie czas na sentymenty. Działaj Olga, działaj, myśl !

Poza tym wszystko ok…

Akcja 3

Weekend w rodzinnych stronach : „Ja z nim mamo nie jadę, zobacz jak on prowadzi. Ja z nim nie jadę.. (płacz)”Nie rób scen, jak wrócisz do domu? Jutro idziesz do pracy. Nikt Cię nie zawiezie do domu.”(cisza)…Tato jak jedziesz! Skup się. Mamo zamieńcie się miejscami.

Uff jakoś mnie dowiózł. ”No to na razie. Dojeździe bezpieczni do siebie.” Uff…jestem padnięta. Wymoczę się w wannie to mi przejdzie. Zawsze przechodzi…telefon…(No nie! Ja z nią nie wytrzymam. Przecież 20 minut temu się widziałyśmy, a ona znów dzwoni! Przecież słychać u mnie to samo , co 20 minut temu…!!!). Halo…”potwornie drżący głos w słuchawce „ Tata ma atak…nie mogę się dodzwonić do Łukasza, dzwoniłam po pogotowie, chyba już jadą. Spróbuj się do Łukasza dodzwonić.”

„Trzymaj się mamo. Będę do niego dzwonić.” Cała morka biegam w szlafroku  po mieszkaniu. Biegnę do kuchni, z kuchni do pokoju, potem do kuchni, potem do pokoju…Skup się Olga miałaś dzwonić. Dzwonię…dzwonię…błagam odbierz. Łukasz mieszka daleko. Do kogo blisko zadzwonić myśl…Do znajomych taty. Przecież i tak wiedzą. A ja? Utknęłam w tym mieszkaniu. Teraz to by się to auto przydało.

„I jak się czujesz, mamo?” „Było pogotowie, dali relanium. Powiedziałam, że tata jest alkoholikiem i się nie leczy. Pytali, czy pracował na kopalni na kierowniczym stanowisku i jest na wcześniejszej emeryturze . Podobno to nie on pierwszy w ostatnim czasie…I tak naprawdę powinnam zapłacić za przyjazd karetki. Do szpitala go nie wezmą, bo się „nie kwalifikuje.”

Tato!!!! (cały się trzęsie, leży w łóżku, ma wymioty…I te ręce…jak z galarety).

Jak to było mamo? „No wysiadł z auta , wszedł po schodach i zaczął się trząść i upadł w łazience…dusił się, chciał mnie udusić…Myślałam, że to koniec.”„Musisz się leczyć, musisz coś z tym zrobić, tato”

„Nic mu już nie mówcie. Bo on jeszcze się bardziej denerwuje. Wy sobie powiecie i pojedziecie a ja tu z nim zostanę. Jak ma odstawiać alkohol to nie przy mnie , jak już tego nie zniosę drugi raz .”

„Dali mu to relanium to teraz nie może nic pić. Jest jakiś alkohol w domu? Jest coś w barku.” Otwieramy barek, a tam arsenał. Do wyboru , do koloru. Drogie, tanie…monopolowy na miejscu.

– I jeszcze jest ten alkohol z sylwestra w bagażniku. To trzeba go wyrzucić.

– „No coś Ty to jest drogi, alkohol to tata dostał w prezencie, nie można mu go wyrzuci”(mama).

– „Tak? to może se jego trumnę potem będziemy tymi alkoholami polewać” ? (nie wytrzymałam)

Szpitale…no nie my na taki oddział wewnętrzny to nie możemy go przyjąć. …To gdzie? Telefon do księdza, tel do terapeutki ? Gdzie możemy szukać pomocy ? Dzwońcie na pogotowie .To zagrożenie życia. Ich obowiązkiem jest mu pomóc.

Tak proszę pani, oczywiście proszę dzwonić jak atak się powtórzy. Bardzo prawdopodobne, że tak będzie. Proszę mu  podać tylko coś słodkiego do picia…”

O Boże…a jutro? Co będzie jutro? Poniedziałek, pierwszy dzień w nowej pracy…

A po burzy przychodzi spokój, ale to nie prawdziwy spokój. To tylko „oczekiwanie na burzę”

Telefoniada z pracy: Jak się tata czuje? Ok? trzyma się? I znowu spokojnie…spokojnie sobie pijesz…

Czemu odszedłeś Mój Królewiczu ?

Wróć Mój Królewiczu, Mój Bohaterze

Chcę o Ciebie zawalczyć mój Królewiczu, nie odchodź ode mnie…Byłeś moim rycerzem, moim bohaterem, moim silnym tatą. Wróć proszę. Witaminy, ciepłe rozmowy, poszukamy nowej pracy…Wróć mój bohaterze.

A pamiętasz jak chodziłeś ze mną do dentysty i trzymałeś mnie za rękę, Mój Bohaterze…

A pamiętasz jak mnie uczyłeś jeździć na nartach, Mój Bohaterze…

A pamiętasz jak delikatnie czesałeś mi włosy, Mój Bohaterze…

A pamiętasz jak mnie nosiłeś na czwarte piętro w bloku, a ja udawałam, że śpię a Ty to dobrze wiedziałeś, Mój Bohaterze…

A pamiętasz jak biegłam do Ciebie chodnikiem, kiedy widziałam Cię wracającego z pracy, kładłeś teczkę i robiłeś mi karuzelę, Mój Bohaterze…

(pamiętam też smak pianki z piwa z baru tuż przy przedszkolu, niewinna pianeczka…pamiętam też jak kiedyś kazałeś mi czekać przed barem , ale pamiętam dobrze że kazałeś mi czekać w danym miejscu i nigdzie się nie ruszać…namalowałeś kółko, czy to możliwe? Czy sama to sobie wymyśliłam. W żartach zawsze zaprzeczasz).

Teraz Cię nie ma, ale jak byłam młodsza to przecież byłeś…chyba byłeś. No raz, czy dwa Cię nie było…

Czemu Cię tato wtedy  nie było?

Nie było Cię kiedy mama wrzeszczała na cały głos o każdą najmniejszą rzecz.

Nie było Cię kiedy mama kazała mi pisać głupie oświadczenia, dotyczące wyboru szkoły,  jakbym nie miała prawa popełnić błędu.

Nie było Cię kiedy zmusiła mnie ,żeby robić jednocześnie 2 kierunki studiów.

Nie było Cię wtedy ,gdy zaczęłam się spotykać z chłopakiem, zawsze się musieliśmy ukrywać.

Nie było Cię gdy mnie rzucił po 3 latach dla innej dziewczyny

Nie było Cię, gdy jeździłam na stopa i pewnego razu i o mało mnie nie zgwałcili, nie ufałam Ci na tyle, żeby Ci o tym powiedzieć,

Nie było Cię kiedy rozwiązywałam do pózna zadanie z matematyki i dopiero o 21 dotarłam do rozwiązania, a Ty już byłeś pijany…

Nie było Cię gdy potrzebowałam wsparcia przy zdawaniu egzaminu na prawo jazdy – zapłaciłeś za nie, gdy trzeci raz nie zdałam

Nie było Cię wtedy gdy szukałam pracy, podejmowałam nowe wyzwania, zawsze jak chciałam się poradzić jaką umowę odpisać ,co trzeba zrobić…dostawałam tylko wiadro krytyki.

Nie było Cię kiedy odkrywałam swoje pasje, hobby…nigdy Cię to nie interesowało tak bardzo chciałam Ci o tym opowiedzieć…a Ty kazałeś się umyć i zjeść, chyba nie lubiłeś ze mną rozmawiać…

Nie było Cię kiedy opowiadałam o nowej pracy, czym się zajmuję, zawsze pytałes ile zarabiam

Nie było Cię wtedy gdy miałam wypadek na rowerze ,bo nie chciałam Ci zawracać głowy…Niestety miałam rację. Pierwszy mnie oskarżyłe i nie uwierzyłeś w moją niewinność.

Nie było Cię jak miałam włamanie do mieszkania, nie dałeś mi poczucia bezpieczeństwa tylko poczucie winy i lęk.

Ale i tak dla mnie byłeś tym dobrym, lepszym…

Z tobą mamo jakoś mi zawsze było trudniej. Pamiętam ciągłe kłótnie i  krytykę. Starałam się jak mogłam, ale ciebie było trudno zadowolić. On miał łatwiej. Zawsze Łukasz miał łatwiej. Nic nie musiał robić w domu, bo nic nie umiał. Był przystojny i zdolny , więc to wystarczało. Dostałaś czwórkę , czemu nie piątkę? Dostałam piątkę, czemu nie szóstkę? Dostałaś szóstkę, czemu nie dwie. Dostałaś dwie szóstki, ale …zobacz, co Ci się znowu na tej twarzy zrobiło. Widzę w siebie w blasku Twoich oczu…i jestem taka mała…taka nic nie warta…skaczę i wspinam się, żebyś mnie zauważyła…Czemu mnie nie widzisz mamo? Jestem tutaj, tuuutaj…

Ty byłaś, byłaś wszędzie, byłaś zawsze, ale jakby ciągle jakby w przeciwnej drużynie, jakbyśmy strzelały do dwóch różnych bramek, byłaś bardzo nieprzewidywalnym zawodnikiem. W jednym momencie potrafiłaś być spokojnym morzem, a za minutą szalejącą burzą. Całe życie szukałam jakiegoś matematycznego wzoru, który dałby klucz do rozpoznania przyczyn  tej burzy…reguły brak!

Nie było Cię mamo, jak się zdałam ważny dla mnie egzamin państwowy, a Ty absurdalnie  powiedziałaś, że to znajomości,

Nie było Cię mamo, kiedy zawierałam przyjaźnie, nie wiesz, kto jest mi bliski, kogo zaprosisz na moje wesele?

Nie było Cię mamo, tyle razy kiedy dzwoniłam z nadzieją na do ciepłe słowo, a już w pierwszej minucie usłyszałam oskarżenia…

Nie było Cię mamo, tyle razy kiedy dzwoniłam, żeby się czymś pochwalić, podzielić czymś radosnym…

W oczekiwaniu na wiosnę…

Może kiedyś przyjdziesz wiosno i przyniesiesz lekkość, świeżość, kwiaty, owoce, piękno…może wtedy urodzę się na nowo…

A teraz jesień..Za wcześnie na jesień mojego życia! Miało być tak pięknie : mąż, dzieci, dom, święta, wakacje…A to jakoś nie tak.

Jestem zmęczona. Zmęczona telefonem, który przynosi tylko złe wiadomości. Na komórce powinien być napis „Masz nową złą wiadomość”. Zamiast dzwonka chyba nagram głos mamy : „Dzwonię do Ciebie, bo mam dla Ciebie nową złą wiadomość”. Czy to się kiedyś skończy? Aż się cisną na język słowa pewnej kobiety : „Niech ktoś zatrzyma wreszcie – świat ja wysiadam”. Biorę urlop. Od pracy bierzesz sobie  urlop i tyle. A od rodziny ? To przecież nie wypada. Jesteście ze sobą na dobre i złe. Chrześcijanin tak nie postępuje. Nie chcesz rozmawiać z ojcem? Nie chcesz rozmawiać z matką? Co za córka ! „Na Ciebie nigdy nie można liczyć”.

Ale ja byłam mamo …byłam na każde zawołanie, długie wieczorne rozmowy, pocieszanie, przytakiwanie, tłumaczenie, czasem burzliwe dyskusje…i już nie mogę, nie daję rady…poproszę o pół etatu, poproszę o zmianę…

A co to dało? Czy coś pomogło? W mamie w jednym worku śmiech i płacz. Wszystko jest dla niej jednocześnie w porządku i nie w porządku, zasmuca mnie i wymaga abym była wesoła, chce abym żyła swoim życiem i żebym jednocześnie była z nią, mówi, że sobie radzi, a potem, że jest taka samotna, że ma koleżanki, a jednocześnie ich nie ma, mówi, że może liczyć na rodzinę, a jednocześnie, że na nikogo nie może liczyć, że potrzebuje pomocy psychologa, a jednocześnie nic nie robi, żeby z niej skorzystać…

Bawisz się nami mamo…każdemu opowiadasz inną historię, a wszyscy w nią wierzymy i warczymy na siebie nawzajem. Nie mam do Ciebie pretensji mamo, bo to choroba, ale nie potrafię Ci już pomóc, bo sama czuję się nienajlepiej. PO MOC idzie się do kogoś, kto ma moc…

Nie jestem w stanie dać Ci tego, czego ode mnie oczekujesz…chyba z resztą sama nie wiesz, co by to miało być, ja tym bardziej.

Zdrowienie nie jest takie proste.

Zdrowienie jest dla mnie bolesne. Myślałam, że ten kurs „prawa jazdy” na samochód pt.: „życie dorosłego dziecka alkoholika” będzie nieco szybszy i łatwiejszy. Chyba jestem dopiero gdzieś na etapie pierwszych zajęć teorii, więc trudno powiedzieć jak to się dalej potoczy. Wierzę, że Bóg postawił na mojej drodze ludzi, którzy potrafią i mogą mi pomóc. Postawiłam wszystko na jedną kartę i dałam sobie ten rok na cotygodniową terapię grupową i regularną spowiedź. Żadna z nic nie jest ani przyjemna ani łatwa. Można by w tym czasie pójść na fitness albo do klubu potańczyć. Wstydzę się o tym mówić, więc wiedzą tylko najbliższe mi osoby.

Trudno mi pisać o owocach zdrowienia, bo chyba jeszcze na to za wcześnie. Mam wrażenie, że dopiero złażą ze mnie skrzętnie zaklejane plastry kłamstwa, niedomówień, stereotypów, fałszu…. Chyba na razie leczę się ze ślepoty. Nie mam ani strasznych dołów, ale też życie mi nie smakuje, jak kiedyś…Tęsknię za tą dziewczyną, którą byłam kiedyś…

A Bóg na razie powolutku dotyka moich zranień. Na reszcie mogę płakać…Wierzę, że to wszystko jest po coś…że jeszcze będzie wielka radość i wielki bal. Przecież to nie może trwać w nieskończoność. Wierzę, że On ma dla mnie piękny prezent…jeśli nie tutaj na ziemi to na pewno z nim w niebie…

Tam wszyscy sobie odpoczniemy w Jego ramionach…